Thursday 22 January 2009

Wolność słowa i prasy...

Jakie jest prawdopodobieństwo, że gdy zaparzycie sobie herbatę aby spokojnie ją wypić a następnie pójść spać po nieprzespanej nocy zadzwoni do was telefon i usłyszycie, że na kampusie uniwersyteckim są właśnie dwie dość spore manifestacje(jedna pro Palestyńska druga pro Izraelska) i można by zrobić jakieś zdjęcia bo wygląda to poważnie. Zgodnie z prawem Murphy'ego jest ono 100%. I w ten właśnie oto piękny sposób człowiek zostawia wszystko jak leży bierze torbę z sprzętem, leci na zbity pysk na kampus(bo kto wie czy ochrona lub policja nie rozpędzi demonstrantów) i zaczyna robić zdjęcia. Grupa pro Palestyńska była o wiele większa i o wiele lepie wyposażona w sprzęt techniczny(głośniki, plakaty, flagi) i to właśnie od niej zacząłem robić zdjęcia.
Zawsze trzeba pokazać dwie strony więc po chwili poszedłem do grupy pro Izraelskiej. W ułamku sekundy podeszła do mnie jakaś osoba z ochrony uniwersytetu i powiedziała: Zadałem więc pytanie a co z drugą grupą, czy tam też istnieją takie ograniczenia? Odpowiedź brzmiała: Możesz robić zdjęcia tylko i wyłącznie plakatów, twarzy nie wolno a następnie pokaż nam je do sprawdzenia. Nie, tam możesz robić zdjęcia jakie tylko chcesz a nawet jak chcesz to możesz się podzielić z nami zdjęciami. Poczułem się trochę dziwnie. Zabrzmiało to trochę jak próba nakłonienia mnie do współpracy przeciwko tamtej grupie, w celu wyłapania którzy studenci protestują. Czy w podobny sposób nie wykorzystywano zdjęć z Stanu Wojennego? No właśnie...
Mimo wszystko postanowiłem uchwycić także uczestników protestacji pro Izraelskiej więc odszedłem kawałek zmieniłem obiektyw na tele i w ten oto sposób miałem takie zdjęcia jakie chciałem. Podesłałem więc najelpsze ujęcia Szefowi Fotografów w nadziei, że ukażą sie one w jutrzejszym wydaniu gazetki akademickiej. I choć Pete(Szef Fotografów) zawsze zachowywał się dziwnie odnośnie podsyłania mu zdjęć to tym razem jego odpowiedź zszokowała mnie bardziej niż zwykle Hmmm no faktycznie coś się działo ale jutro się o tym artykuł nie pojawi bo ktoś musiałby napisać na ten temat notkę a nie ma kto, być może wykorzystamy je w przyszłym tygodniu ale nie wiem, bo to taki kontrowersyjny temat. Kontrowersyjny, czyli, że niby nikt nie będzie chciał o nim pisać i rozmawiać?

Gdy dziś rano(Piątek) wziąłem do ręki najnowsze wydanie gazety, okazało się, że pojawiły się w niej zdjęcia z demonstracji. Wykonał je nie kto inny jak właśnie Pete...

Saturday 17 January 2009

Update

Jutro minie równo tydzień od mojego powrotu na wyspy.
Czy przez ten tydzień działo się coś szczególnego?
Plany były dość ambitne, zrobić jedną prezentację, zacząć robić drugą, skończyć esej, którego deadline upływa w Poniedziałek o 12 i przeczytać parę książek do następnych esejów.
Niestety i tym razem mój zapał został pokonany przez internet oraz... lenistwo. Udało mi się zacząć prezentacje o Maoistowska strategia w teorii i praktyce. Zacząć, czyli zebrać materiały i zrobić stronę tytułową z przepięknym obrazem Towarzysza Mao. Prawda, że uroczy?
Pisanie eseju zaplanowałem na środę potem przeniosłem na czwartek. Niby jest jeszcze piątek, ale w piątek była impreza. Wróciłem dziś o 3 rano. Impreza nie była taka zła aczkolwiek działy się na niej dziwne rzeczy, ale przecież tak jest na każdej imprezie ;) A więc pozostaje mi dziś i jutro na napisanie a w zasadzie dokończenie eseju(ma on mieć koło 2500 słów a mam zirka about 1700 plus 1000 słów przypisów a więc nie tak źle).
W następnym wpisie postaram się pokazać jak dziwnym krajem jest UK.

Monday 12 January 2009

England England...

No i po prawie miesiącu wróciłem na wyspy... Lądowanie było dość twarde no ale tym razem pilotowi się udało. Po zadziwiająco szybkiej odprawie paszportowej(UK jak wszyscy wiemy nie jest w strefie Schengen)i krótkiej podróży taksówką powróciłem do akademika... Drzwi do mojego mieszkania były przyblokowane pastą do zębów aby nie trzeba było używać klucza(bo w końcu nie po to są zamki i klucze, prawda?). Jeszcze parę kroków; przekręcam klucz i wchodzę do swojego pokoju. Jak to mówią home, sweat home, jeszcze tego samego dnia mijałem hordy pijanych Brytyjskich studentów, zza ściany leciało kiepskie techno i rap, a jedzenie było pozbawione smaku, i jak tu nie kochać UK?

To tak z retrospekcji, teraz czas na aktualności.

Rano zaryzykowałem i poszedłem na śniadanie do kantyny. Wybrałem Fried Egg with Bacon and 2 Toasts a do tego English Breakfast Tea oraz coś o nazwie Pure Orange Juice(From Concentrate). Rozkoszując się smakiem(a w zasadzie jego brakiem) bekonu, który był jednym wielkim kawałkiem gumy, zagryzałem przypalonego tosta. Herbata w kraju, który na świecie nosi miano herbaciarzy smakuje koszmarnie. Po śniadaniu i dotarciu na UNI, poszedłem do jakże lubianego banku NatWest aby dowiedzieć się, że od 1 Stycznia za prowadzenie rachunku będę ponosił opłatę w wysokości Ł2. Niby mało, ale z drugiej strony gdy otwierałem rachunek to był on darmowy...Tłumaczą to kryzysem...
Po jednym, jedynym tego dnia wykładzie udałem się do Guild of Students(po naszemu, związek studentów. Czytając Reutersa i popijając Carlsberga umiliłem sobie czas oczekiwania na koleżankę. Wychodząc z budynku Związku uderzyła mnie pogoda, którą jeden z dziennikarzy nazwał w taki oto sposób "The seasonal ’showers’ this year have had a monsoon-like intensity".
Obiad, choć ciut lepszy od śniadania przypomniał fakt, jak bardzo niedocenianą przez wielu potrawą jest zwykły schabowy...
No i tak siedzę już entą godzinę i dalej czytam Reutersa min. reportaże z Gaza City. Aha, wspaniały rząd JKM postanowił zablokować strony części Palestyńskich agencji prasowych(ahh ta słodka prewencja, aby tylko ludzie nie czytali jakis rewolucyjnych i niezbyt przechylnych rzeczy).
Kolejnym kwiatkiem jest decyzja firmy Cadbery, która postanowiła poinformować konsumentów, że w czekoladzie pełnomlecznej może znajdować się mleko. Cóż za rewolucyjna informacja! (za: Dziennik.pl )
Jak to w pewnej gazecie nazywają jest to postęp w postępie.
Choć biorąc pod uwagę co można znaleźć w pewnym Australijskim winie, taka informacja jest wręcz potrzebna( http://blogs.reuters.com/photo/files/2007/11/wine-img_0501.jpg)
I tym oto optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszy wpis.
Cheers!